Rano spada deszcz.
Dzięki temu po propozycji Tomka szybko podejmujemy decyzję o obcięciu ostatniego
etapu wyprawy - wracamy pociągiem! Rzut oka na mapę... Pierwsza rozsądna stacja
znajduje się w Treboń. Tam więc jedziemy. Ciągle próbuje nam drogę zagrodzić
powódź - wiele zakazów ruchu i barier na drogach, ale w większości przypadków
sobie radzimy (w przeciwieństwie do samochodów). Na szczęście padało tylko rano,
teraz mamy spokój. Trasa pagórkowata. Stwierdzam, że okolica wygląda jak okolice
w pobliżu Suchej Góry :) Treboń - ładne miasteczko, ale zatrzymuje nas wojsko
z policją i na dworzec nie puszcza - zamknięte! Gdzie najbliższy otwarty? Nie
wiedzą... Spoglądamy na mapę - Jindrichuv Hradec to musi być to! Po wyjeździe
z Treboń łapie nas deszcz. Dookoła wg mapy powinny być mniejsze jeziora, ale
jest jedno wielkie. Po drodze spotykamy wojsko ewakuujące wioskę... Wieczorem
dojeżdżamy do Jindrichuv Hradec. Pociąg jest! Ale o 6:30 rano... No cóż - musimy
znaleźć nasz ostatni nocleg. Dziś negocjuję ja. Udaje się za trzecim razem,
trafiamy na świetnego człowieka - doktoranta matematyki (określił siebie matematykiem
dydaktykiem). Po rozłożeniu namiotów zostajemy zaproszeni na zupę. Pokazuję
gospodarzowi naszą trasę. Dużo i ciekawie rozmawiamy. Tłumaczymy panu niuanse
języka polskiego :) Wznosimy toast winem, dostajemy herbatkę i jakieś ciastka,
po czym pan mówi, że nie możemy iść spać dopóki nie nauczymy go jakiejś polskiej
gry w karty :) Robimy tak, że jeden się myje w łazience, a pozostała dwójka
gra z gospodarzem w jokra/remika. Jak się okazało - słowianie gry w karty mają
takie same i pan zna tą grę, z drobnymi tylko różnicami. Wygrywa ciągle szczęściarz
Tomek (brak szczęścia w kartach - szczęście w miłości... he he :)) Ok. 22:30
kończymy i idziemy spać.
Czas jazdy: 5h 53min
Dystans dziś: 85,40 km
Dystans razem: 1355,02 km
Prędkość średnia: 14,52 km/h
Prędkość max.: 46 km/h