Po śniadaniu (pysznym
- jakżeby inaczej) zaczynamy nasz "dzień luzu". Rozkładamy na trawie
namioty w celu osuszenia (pogoda jest piękna, słoneczna - na zdjęciach widać
niebo najbłękitniejsze z błękitnych) i ruszamy "na miasto". Robimy
trochę zdjęć, szwędamy się po centrum (piękne jest, bardzo zadbane). Odwiedzamy
też cywilizację - coś w rodzaju Empiku (musimy się rozeznać w książkach designerskich
:)), sklep sportowy i oglądamy aparaty cyfrowe na wystawach. Potem wracamy na
obiad - spaghetti bardzo dobre, a po obiedzie ruszamy ze Stefanem (kuzyn Tomka)
przejechać się na rowerze. Wjechaliśmy na jedno z najwyższych wzgórz w okolicy
- wcale nie łatwo, mimo iż bez sakw. Tym bardziej, że jesteśmy przyzwyczajeni
do obciążenia i rowery niesamowicie się chyboczą. Odwiedzamy jeszcze uniwersytet.
Później zasiadamy przed komputerem, aby sprawdzić stan przejść granicznych -
z wiadomości z Polski wynikało, że wszystkie dogodne są zamknięte. Na szczęście
otwarto przejście, które mieliśmy w planie więc podjęliśmy decyzję o ruszeniu
w drogę jutro. Wieczorem wizyta u drugiej rodziny Tomka, tam kolacja, powrót
nowym Mercedesem tomkowego wujka Manfreda i do spania.
Czas jazdy: 1h 22min
Dystans dziś: 19,94 km
Dystans razem: 1187,12 km
Prędkość średnia: 14,68 km/h
Prędkość max.: 44 km/h