Rano gospodarz informuje,
iż kawa jest gotowa - okazuje się, że oprócz kawy jest również gotowe śniadanie.
Zjadamy ze smakiem, pakujemy rowery i ruszamy na najpoważniejszy, oprócz Hochtoru,
podjazd tej wyprawy. Pedałowanie pod górę o nachyleniu ok. 10% w przyświecającym
słońcu było niezbyt przyjemne, ale w końcu osiągnęliśmy szczyt. Plusem podjazdu
były świetne widoki. Na Turracher Hoehe [1763 m n.p.m.] kilka zdjęć. Przed zjazdem
wielowarstwowo się ubieramy i ruszamy. Jazda z górki po prostu niesamowita!
Droga dobra, zakręty ładnie wyprofilowane - żyć nie umierać! A nachylenie sięga
23, a w jednym miejscu nawet 26%!!! Oczywiście wszyscy osiągnęli kosmiczne prędkości...
Mój licznik zarejestrował 71 km/h, rekordzistą był Tomek, który osiągnął ponad
73 km/h! W połowie zjazdu zaczyna kropić - na chwilę się zatrzymujemy, lecz
zaraz ruszamy - już dużo spokojniej. Zjazd prowadził wśród drzew, które na dole
się rozrzedzają i odsłaniają widoki zielonych Alp z białymi, ukwieconymi domami
- piękne. W pierwszej większej miejscowości zatrzymujemy się przy Billi (dosyć
drogo - nie warto) i jak zwykle ogarnia głównie mnie i Tomka wariactwo. Dziwnym
trafem pod sklepem zawsze przychodziły nam do głowy głupie i dziwaczne pomysły,
z których potem śmialiśmy się do łez :) Deszcz był chwilowy - pogoda dziś dopisuje.
Słońce świeci, lecz nie za mocno. Jedziemy wzdłuż jeziora Millstatter See, a
potem w kierunku Obervellach. Gdzieś po drodze natrafiamy na drogę rowerową
Glocknerweg, ale prowadzi ona po bardzo górzystym terenie i ma niewygodną nawierzchnię,
droga natomiast cały czas wznosi się leciutko i jest tylko lekko pagórkowata.
Zniżające się słońce wspaniale oświetla Alpy - widoki dziś niesamowite. Takie
momenty widziałem w myślach, gdy planowałem wyprawę. Mamy ochotę dziś się wykąpać,
za Obervellach pytamy w przydrożnym barze o najbliższy camping - niestety pole
jest przed Obervellach. Przejeżdżamy więc jeszcze trochę kilometrów. Zjeżdżamy
z głównej drogi do miejscowości Stall i za trzecim razem mamy miejsce na namioty
na podwórku. Namawiamy gospodarzy na ugotowanie nam naszego makaronu. Sami przyrządzamy
sos i mamy pyszną kolację, choć oczywiście nie tak dobrą jak na przykład wczoraj.
W losowaniu wypada na mnie - zmywam naczynia :( W zimnej wodzie... Sakwy chowamy
do komórki, rowery opieramy o stodołę i jak zwykle przykrywamy folią. Sen.
Czas jazdy: 6h 49min
Dystans dziś: 103,96 km
Dystans razem: 808,33 km
Prędkość średnia: 15,29 km/h
Prędkość max.: 71 km/h