Wyjazd z pola raczej
późny - jest okazja do wyprania paru rzeczy więc z niej korzystamy. Ubrania
tradycyjnie będą cały dzień się suszyły na sakwach. Ok. 11 opuściliśmy pole.
Środkiem Dunaju, tak jak wczoraj, wróciliśmy po wyspie do centrum. Po drodze
zaczepiamy innych rowerzystów, Tomek wywiaduje się, gdzie są najlepsze i najbliższe
sklepy rowerowe. Do jednego z nich się udajemy. Strasznie długo czeka Tomek
na obsługę, ale w końcu kupuje 5 szprych. Potem długo wymienia tą uszkodzoną.
W międzyczasie obserwujemy ciekawe zajście - laweta specjalnym dźwigiem ładuje
na siebie BMW, które za długo parkowało (w centrum Wiednia jest strefa krótkiego
parkowania, o ile dobrze rozumiem niemieckie napisy :)) Kiedy samochód jest
w górze zauważam obok pana z kluczykami w ręku z rozpaczą patrzącego na prawdopodobnie
swój pojazd. Po naprawieniu usterki jedziemy pozwiedzać. Osobiście bardzo lubię
Wiedeń i byłem zadowolony z samego jeżdżenia to tu, to tam. Odwiedziliśmy Stephansdom,
następnie świetny Hundertwasserhaus oraz pałac Belweder - chciałem sobie zrobić
zdjęcie z rowerem, ale natychmiast spod ziemi wyrósł strażnik i poinformował
nas, że bramy nie można przekraczać z rowerem. Przed bramą do ogrodów Belwederu
spoglądamy na mapę szukając optymalnej drogi, która wyprowadziłaby nas ze stolicy
z jej południowej strony. Trochę pomaga nam jakiś dziadziu, który co prawda
niedowidzi, ale jakoś w końcu tłumaczy nam gdzie mamy jechać. Co prawda sami
też tak byśmy pojechali, ale zawsze to miłe ;) O 15:30 opuściliśmy Wiedeń. Szklane
wieżowce, Dunaj, zabytki i luksusowe samochody - wszystko zostało za naszymi
plecami, a my drogą Noe-Sued Radweg jedziemy całkiem wygodnie wzdłuż jakiejś
rzeki w kierunku celu. Po 30 kilometrach droga się kończy, jedziemy asfaltem.
Pogoda niezła, nie za gorąco, nie zanosi się na żadne opady. Wyjeżdżając z Wiednia
miałem na liczniku 22 km, a do 19:30 zrobiliśmy ponad 70. W Bad Fischau próbujemy
na gospodarza. Próbujemy przy kościele - ksiądz nieobecny. Próbujemy jeszcze
w czterech miejscach - wszędzie odmowy. Gdy już odjeżdżamy, pani z ostatniego
domu krzyczy za nami i pyta na ile dni chcemy się rozbić. Oczywiście na jeden
- okazuje się, że nie ma problemu. Po tym modyfikujemy pytanie, z którym zwracamy
się do potencjalnych gospodarzy i od razu zaznaczamy, że chcemy przebywać u
nich tylko jedną noc. Gospodarze mają świetny ogród, sami okazują się również
świetni - zapraszają nas do stołu, robią herbatę i długo z nami rozmawiają.
Dowiadujemy się, że pan cztery razy zdobył Grossglockner, pani "tylko"
dwa. Po spożyciu kolacji udajemy się na spoczynek, uprzednio umywszy się w czystym
strumyku, który przepływał za płotem wzdłuż ogrodu.
Czas jazdy: 5h 00min
Dystans dziś: 72,52 km
Dystans razem: 428,64 km
Prędkość średnia: 14,50 km/h
Prędkość max.: ? km/h