Przełom - wyjechaliśmy
ok. 9:00! Rano zakupy w lokalnym sklepie, a potem jazda pagórkowatym terenem
z wyraźną przewagą koloru żółtego - dojrzewające zboże rośnie wszędzie dookoła.
Wrażenia estetyczne bardzo zadowalające, natomiast niezbyt miła jest jazda w
prażącym słońcu w górę i w dół. Po południu paskudne słońce dobiera się do mojej
skóry. Dosłownie oczywiście... mam silnie zaczerwienione przedramiona i uda
i nie zanosi się na pogorszenie pogody (czyli w moim przypadku - polepszenie).
Krem z filtrem 12 nie pomaga, wymuszam na grupie jak najdłuższe przerwy w cieniu.
Jak zwykle odżywiamy się przydrożnymi jabłkami (oprócz oczywiście normalnego
prowiantu). Kilkadziesiąt kilometrów od granicy w krajobraz wtapia się nowy
element - jakże malownicze winnice. W Breclav długa przerwa na ucztę - kupiliśmy
pół arbuza i spożyliśmy go w pięciogwiazdkowych warunkach (przystanek autobusowy
:)) Po głowie chodzą mi myśli o konieczności powrotu z powodu oparzenia. W desperacji
ubieram się w długie spodnie, a na przedramiona zakładam konstrukcje złożone
z chusteczek higienicznych i gumek recepturek. Po przejechaniu krótkiego odcinka,
jeszcze w Breclav zrobiliśmy zakupy w Billi - ostatnie w Czechach. Udaje mi
się nabyć krem z filtrem 20 - okazuje się być ratunkiem, w połączeniu z kuracją
fenistilową ratuje mnie! Słońce schyla się ku zachodowi, a my jedziemy przez
las nowiutką szosą zrobioną prawdopodobnie na pokaz dla nadjeżdżających Austriaków.
Ok. godziny 19 przekraczamy granicę bez najmniejszych problemów (miałem obawy
dotyczące mojego paszportu, którego ważność zgodnie z międzynarodowymi ustaleniami
nie była wystarczająca do wjazdu na teren Austrii). Poznajemy smak dróg rowerowych
- chociaż nawierzchnia nie zawsze jest idealna, bez asysty samochodów jedzie
się bardzo wygodnie. Po tej stronie granicy też jest pagórkowato, ale odnoszę
wrażenie, że nie aż tak jak w Czechach. Otaczają nas pola uprawne, winnice i
pompy wyciągające ropę naftową spod powierzchni ziemi. Dojeżdżamy do miejscowości
Altlichtenwarth, gdzie próbujemy znaleźć gospodarzy. W pierwszym domu ludzie
jacyś dziwni, odsyłają nas na pole, gdzie za flaszkę dla jakiegoś gościa moglibyśmy
przenocować. Druga próba spalona, trzecia również. Odsyła się nas na boisko,
korty tenisowe lub plac zabaw. Czwarta próba także nieudana. Wtedy podjeżdża
do nas samochodem pan z trzeciego domu i eskortuje nas na plac zabaw. Tutaj
też się rozbijamy. W czasie kolacji odwiedza nas ten sam pan i informuje, że
powiedział o nas burmistrzowi, dzięki czemu nasz nocleg na placu zabaw został
zalegalizowany :) Przed spaniem chwila rozrywki - zjazd na oponie "jeżdżącej"
po linie, w końcu trzeba skorzystać z tego, iż mieszkamy na placu zabaw!
Czas jazdy: 6h 00min
Dystans dziś: 101,00 km
Dystans razem: 259,23 km
Prędkość średnia: 16,83 km/h
Prędkość max.: ? km/h