01/08/2002 czwartek || dzień01

Chałupki - Bohumin - Ostrava - Olbramice - Bilovec - Fulnek

Po zapakowaniu wszystkiego na rowery w Chałupkach, około południa ruszamy w drogę. Pierwszy etap trasy płaski z jedną większą górką. Dzień wcześniej próby jazdy z sakwami napawały strachem - trudno było utrzymać stabilną pozycję, ale tak jak i w zeszłym roku, po kilkunastu przejechanych kilometrach nie mieliśmy z tym żadnego problemu. Po przejechaniu 8 km zostaje złapana pierwsza guma - szczęściarzem okazał się Marcin. Powodem było prawdopodobnie ciśnienie w tylnej dętce w połączeniu z obciążeniem koła i garbami na chodniku w porywach osiągającymi 10 cm wysokości! Tracimy trochę czasu w skwarze na trzęsącym się moście na Odrze (powietrze zeszło momentalnie i ciężko byłoby przetransportować rower w dogodniejsze miejsce). Czeskie mapy trochę nas oszukały z trasami rowerowymi (o ich nieistnieniu uświadomił nas lokalny kolarz, który podjechał do nas studiujących geografię okolicy). Niemniej jednak trochę kilometrów takimi trasami zrobiliśmy. Po drodze krótkie postoje, jeden z nich dokarmił nas dojrzałymi mirabelkami. Po opuszczeniu Ostravy i satelickich wiosek teren zaczyna coraz bardziej "pagórkować". Jeden postój, tym razem z dokarmieniem się przydrożnymi jabłkami bogatymi w witaminę C... no dobra... były całkiem niedojrzałe :) Ale nam smakowały :) Drzewa owocowe wzdłuż czeskich szos są ich wielką zaletą (zrywanie nielegalne, ale zakaz ten powszechnie jest łamany). Zaczyna padać deszcz - doping dla nas, bo nie chcemy zmoknąć i prędko zasuwamy do najbliższej miejscowości w celu strategicznego zajęcia przystanku autobusowego. No i kolejne 90 minut nieplanowanego postoju... W efekcie dojeżdżamy tylko do miejscowości Fulnek. Okazuje się, że z czasem traci się talent do znajdywania noclegu "na gospodarza" - po jednej próbie i skierowaniu nas na pobliskie pole namiotowe odechciewa nam się szukania gospodarzy i decydujemy się przespać na "autocampie". Na miejscu mała scysja z portierką-rasistką próbującą oskarżyć nas o oszustwo. W końcu sprawa mniej-więcej się wyjaśniła... okazało się, że polscy sakwiarze nie mający z nami żadnego związku, a którzy również tutaj zawitali coś portierce napyskowali i sobie poszli. Gromy poszły na nas... Ten incydent, awaria na początku, atak deszczu oraz mały przebieg skutecznie podkopały morale grupy. Przynajmniej można było skorzystać z ciepłego prysznica. Nocleg gorący i niezbyt wygodny - sakwy w namiocie!

Czas jazdy: 3h 58min
Dystans dziś: 56,47 km
Dystans razem: 56,47 km
Prędkość średnia: 14,23 km/h
Prędkość max.: 48 km/h