Dzień 47
20.08.2006
Niedziela
Start 8:55

Wyruszamy tuż przed 9 do centrum Jelgavy, żeby znaleźć kościół i wziąć udział w mszy, która może być właśnie o 9. Ktoś nam wskazuje drogę i w dużym ceglanym kościele trafiamy na mszę świętą po polsku! Po mszy posilamy się na ławce przy kościele. Dalsza jazda jest naprawdę paskudna. Pogoda jest dość ładna, ale wiatr wieje prosto w twarz i bardzo ciężko się pedałuje. Przed granicą trochę kombinujemy na stacji benzynowej, bo Pawłowi odkręcił się blok SPD.
Wjeżdżamy do Litwy, ale niestety nie zmienia to pogody. Krajobraz jest dość nudny. Prawie jak polska wieś, tylko bardziej płasko :) W miejscowości Joniąkis szukam dworca kolejowego. Najpierw wyjeżdżam gdzieś za miasto, bo myślę, że reszta ekipy gdzieś na mnie będzie czekać. W końcu samodzielnie znajduję dworzec, gdzie oni już są. Okazuje się, że jeżdżą stąd aż dwa pociągni na dobę, oba na Ukrainę. Odpoczywamy chwilę i ruszamy do Šiauliai, większego miasta, skąd ponoć będziemy mogli już dojechać pociągiem aż pod granicę polską. Czeka nas więc kolejne 40km. Wiatr w twarz jest jeszcze silniejszy. Momentami nie potrafię przekroczyć prędkości 10km/h. Po płaskim! Najchętniej rzuciłbym rower do rowu i zadzwonił po taksówkę. Takie chwile są naprawdę irytujące :)
W Šiauliai, jako że nie mamy waluty, musimy korzystać z jakiegoś specjalnego biura, zamiast z normalnej kasy. W normalnych kasach nie ma terminali do kart czy coś w tym stylu. Pani bardzo, bardzo, baaardzo długo wypisuje nam bilety. Prawie ucieka nam pociąg, bo czekamy na niego na złym peronie. Ale wszystko przez pana z ichniej Służby Ochrony Kolei, bo nam wskazał zły peron. W ostatniej chwili za nami goni i wstrzymuje pociąg krótkofalówką. Wsiadamy z rowerami, oczywiście znów trzeba je ustawić jakoś inaczej. Ale dajemy radę. Pociągiem jedzie stos litewskich harcerze i podśpiewują coś z gitarą. Dojeżdżamy pociągiem do Kowna, a stąd mamy przejazd do Marijampole dopiero rano. Postanawiamy więc przenocować na dworcu. W budynku dworca nie można za bardzo tego robić, ale wybieramy sobie peron, na który nic nie ma przyjeżdżać przed naszym pociągiem. To ma nam pozwolić się wyspać. Marcin bardzo narzeka, że na peronie, ale woli z nami na peronie niż sam gdzieś indziej :) Oczywiście kobieta w kasie nie może nam sprzedać biletów w nocy, tylko dopiero rano.
W nocy budzę się i widzę jakiegoś menela stojącego między naszymi rowerami. Menel spokojnie popija sobie Fantę Marcina. Ja już się rozbudziłem, bo widzę, że pozostali na razie się nie obudzili. Menel niezrażony przysiada się na moją karimatę i zaczyna mnie męczyć o jakieś litewskie grosze. Akurat nie mamy tutejszej waluty, więc uczciwie mogę go zbyć. Strasznie długo siedzi i gada, ale w końcu daje za wygraną i sobie idzie. Akurat patrol policji przychodzi na dworzec i widząc, że nas zaczepia, wołają menela, którego najwyraźniej znają. Przeganiają go kopniakami, potem przychodzą do nas. Pytają, na jaki pociąg czekamy i uprzejmie ostrzegają przed tutejszymi menelami, po czym sobie idą. Nad ranem zaczyna padać deszcz i dziura w dachu nad peronem znajduje się akurat nad moim śpiworem!

Dystans: 97.15km
Czas jazdy: 6:09:37
Prędkość średnia: 15.77km/h
Prędkość maksymalna: 30km/h

Poprzedni < > Następny
Początek


Prawa autorskie zdjęć i tekstu zastrzeżone: Marek Ślusarczyk © 2001-2099