Dzień 37
10.08.2006
Czwartek
Start 9:00?

No to jesteśmy w Murmańsku, największym mieście świata za kołem podbiegunowym. Z peronu udajemy się na dworzec. Marcin idzie do toalety, gdzie ma niezwykłe przygody z babcią klozetową, która nie chce mu udostępnić więcej niż kilka skrawków papieru toaletowego (oczywiście zabrakło mu i musiał interweniować u sprzątaczki, żeby mu podrzuciła cichcem kilka skrawków za plecami wszechwładnej babci klozetowej). My w tym czasie czekamy przy wyjściu głównym z dworca. Jacyś życzliwi Rosjanie informują nas, żebyśmy pilnowali całego sprzętu, bo zaraz nam go ukradną. Obserwujemy całą rosyjskość Murmańska - te Wołgi i Łady na wszystkich ulicach, brud skrzętnie zmiatany z chodników przez całe oddziały sprzątaczy. Oddziały te nic nie pomagają - wciąż wszystko wygląda jakoś tak niechlujnie. Przed dworcem podchodzą do nas policjanci i proszą nas z paszporcikami na komisariat. Przynajmniej jedną osobę z czterema paszportami. Tomek i Paweł poszli gdzieś do przejścia podziemnego pod dworcem. Myślałem, że będą już musieli wlepić pierwsze łapówki, a policja naprawdę wypisywała tylko jakieś dokumenty meldunkowe i puściła nas wolno. Jak się okaże - wszyscy spotkani na wyprawie Rosjanie będą mili i nikt nigdzie nie będzie chciał od nas łapówki. Główna ulica w Murmańsku - Prospekt Lenina wygląda całkiem ładnie, kamienice wzdłuż są kolorowo pomalowane. Tu i ówdzie płaskorzeźba Lenina, a na środku jego wielki pomnik. W jednym z banków wymieniamy waluty, ja kupuję sobie w sklepie słuchawki Panasonic za 80 rubli (moje słuchawki noname dość szybko mi się popsuły i od kilku tygodni mogłem słuchać muzyki podczas jazdy tylko jak pożyczyłem od Tomka jego słuchawki od iPoda). W Rosji bez problemu można dostać wszelki "oryginalny" sprzęt - od słuchawek Panasonic/Sony za 80 rubli, po płyty zawierające kilka albumów w MP3 - normalnie w sklepach. Po rajdzie przez Murmańsk znajdujemy w końcu rozsądny sklep z welocypedami - Pawła tylna piasta dogorywa. Ekipa ze sklepu za punkt honoru obiera sobie naprawienie Pawła piasty. Nie mają takiej samej, nie mają też nowego koła 28", które pasowałoby do pawłowego roweru. Mimo to z 2 nowych piast wydłubują trochę części i sprawiają, że Pawła rower nadaje się do jazdy. Wkrótce okaże się, że jednak nie za bardzo się nadaje i Paweł będzie musiał jeździć z rozpiętym tylnym hamulcem. Za usługę pobierają zaledwie 200 rubli (jakieś 25zł), mimo iż kombinowali jakieś 2 godziny. W tym czasie ja czekam na dole (sklep jest na trzecim piętrze) i poznaję różnych ciekawych ludzi. Na przykład z pobliskiego sklepu monopolowego podchodzi śmieszny Białorusin i wesoło sobie gadamy po polsko-rosyjsku. Inny facet wychodzi z pobliskiego zakładu fotograficznego i opowiada mi o swoim zainteresowaniu megalitami, ilustrując opowieść zdjęciami, które wykonuje. Podchodzi też Artur - osobnik nieco starszy od nas. Aktualnie jest w trakcie pracy, ale oferuje, że po pracy oprowadzi nas po Murmańsku - zapisuje mi na gazecie numer telefonu. Gdy reszta ekipy wykańcza rower, postanawiamy coś zjeść w knajpie po ludzku i zrobić zakupy. Dość długo szukamy jakiegoś taniego baru. Gdy go znajdujemy i przynoszą nam zamówione dania, zjawia się Maks Wajkow, reporter murmańskiego radia Power FM. Zmusza nas, a konkretnie Pawła i Tomka, do wywiadu, podczas gdy obiad stygnie! :)
Po wywiadzie i obiedzie umawiamy się z Arturem. Otrzymujemy SMSa o treści "Posle 19-00 weitinq,bydy!" - domyślamy się, że oznacza to spotkanie o 19:00 pod Leninem.



Mamy jeszcze z 2h, więc jedziemy pod cerkiew na górze (super widok na miasto i na port) i po strasznych wertepach pod olbrzymi pomnik radzieckiego żołnierza - Aloszy (też świetny widok).





Ruch uliczny to masakra. Na skręcenie w lewo z podporządkowanej na główną ulicę czekałem ponad 5 minut :) Pod Aloszą rozmawiam z dwoma Rosjanami i Rosjanką mniej więcej w naszym wieku, są z Moskwy i twierdzą, że dobrze mówię po rosyjsku jak na jeden dzień doświadczenia :) Dziewczyna z jakiegoś powodu jest zachwycona, że mam ciepłe dłonie :) Pewnie dlatego, że temperatura otoczenia to jakieś 16°C mimo środka lata. Robi się późno, więc wracamy do centrum. Pod Leninem spotykamy Artura, jego żonę i znajomych. Pokazują nam port - Artur prowadzi nas na rowerze Tomka w kasku Tomka, a Tomek i jego nieodłączny kij do podpierania roweru jadą samochodem z resztą ekipy.



Wieczorem wracamy do mieszkania Artura, uprzednio kupiwszy bilety do Sankt Petersburga na dworcu. Wjazd malutką windą na któreś z wyższych pięter bloku to niezwykłe przeżycie :) Objadamy się kolacją i pijemy polską herbatę Lipton :) Wszelkie przyprawy też mają polskiej produkcji.
Na dworcu spotykamy dwóch Piotrów z Polski, którzy podróżowali po Rosji. Straszą nas trochę, że będziemy mieli problemy na granicy, jeśli nie będziemy mieli żadnych udokumentowanych noclegów, ale nie było z tym problemu. Gdy wsiadamy do pociągu, konduktorka trochę lamentuje, żebyśmy rozbierali rowery na części, ale jako że mamy 4 miejsca obok siebie (wagony są dzielone na takie 4-miejscowe półprzedziały), udaje nam się te rowery poskładać razem, jeden wrzucić na górę pod sufit i jest OK :) Śpi się w pociągu świetnie.

Dystans: 24.70km
Czas jazdy: 2:27:17
Prędkość średnia: 10.06km/h
Prędkość maksymalna: 49km/h

Poprzedni < > Następny
Początek


Prawa autorskie zdjęć i tekstu zastrzeżone: Marek Ślusarczyk © 2001-2099