Dzień 30
03.08.2006
Czwartek
Start 11:15Tomek i Marcin jak zwykle przez pół nocy gadali. Za każdym razem tak jest gdy śpią razem :) Rano niestety okazuje się, że Marcina chwyciła jakaś choroba. W nocy miał dreszcze i teraz jest bardzo słaby. Korzystając z odpoczynku wymuszonego kurowaniem Marcina, udaję się w gąszcz krzaków po drugiej stronie ulicy, wezwany przez naturę. Niestety posłuchałem Tomka, który stwierdził, że krzaki te są idealne do zastosowania w przypadku wezwań przez naturę, a jedyną wadą jest "trochę" komarów. Po chwili obcowania z naturą, poczułem się niczym jakiś Arkady Fiedler w chmarach komarów w dżungli amazońskiej. Ich ilości były olbrzymie i pogryzły mi dosłownie wszystko co się dało. WSZYSTKO.
W końcu Marcin daje się namówić na ruszenie w drogę. Pedałujemy przez pustkowia. Później pojawia się trochę drzew. Wciąż wzdłuż drogi widzimy pełno grzybów, a chwilami stada reniferów. Co poniektóre miewają dzwonki, ale zachodzi podejrzenie, że część jest dzika. Na skrzyżowaniu, z którego odchodzi droga do Hammerfest, odwiedzamy sklep przy stacji benzynowej, ale nie za bardzo da się tam kupić coś jadalnego. Jadalne są za to jagody, przy których zatrzymuję się kawałek dalej. Po podjechaniu na kolejną przełęcz, tym razem 248mnpm, czekam na resztę. Stąd mamy zjazd na poziom morza i w średnio atrakcyjnej pogodzie pedałujemy wzdłuż niego w kierunku Nordkapp.
Przez większość czasu wiatr wieje nam w twarz. Trasa jest dosyć pagórkowata i prowadzi przez dwa tunele, jeden z nich o długości prawie 3km. Marcin narzeka, że ciężko mu się jedzie, ale już dziewiąty dzień ciągniemy rekord wszechwypraw. 8 dni pod rząd przejechaliśmy ponad 100km i dziś też chcemy dokonać tego wyczynu. Po prawej stronie drogi mamy morze, a po lewej zaczynają się niesamowite układy skał z łupków.
Szkoda, że jest taka paskudna pogoda i nie można zrobić fajnych zdjęć. Z drugiej strony dobrze, że przynajmniej deszcz nie pada :) Zatrzymuję się na jednej z mijanych kamiennych plaż. Zatrzymujący się tu ludzie układają z tych kamieni wieżyczki i śmiem twierdzić, że na tej właśnie plaży spotkaliśmy najwięcej takich wieżyczek. A już na pewno największe. Bo zwyczaj ten popularny jest w całej Norwegii i nieraz już je spotkaliśmy.
Wciąż spotykamy renifery.
Jedna para z nich - prawdopodobnie matka z małym około kilometra uciekają panicznie przede mną wzdłuż drogi, aż w końcu decydują się na wspinaczkę po skałach. Co ciekawe, raczej nie boją się samochodów i ludzi, ale człowiek na rowerze najwyraźniej je odstrasza. Spotykam też lisa, który dostrzegłszy mnie, w panice ucieka z plaży przez ulicę w skały po drugiej stronie ulicy. Gdzieś tutaj Marcin znajduje poroże (a konkretnie to pół poroża) leżące przy drodze - około 30-centymetrowy róg renifera, który postanawia zabrać na pamiątkę i od dzisiaj wiezie przypięty do sakw.
Nocujemy na dziko, na kamienistej polance niedaleko morza. Dziś robimy ucztę - gotujemy makaron z sosami :) Rekord udało się utrzymać!
Dystans: 100.65 km
Czas jazdy: 6:45:52
Prędkość średnia: 14.87km/h
Prędkość maksymalna: 40km/h
Poprzedni < > Następny
Początek