Dzień 34+3
15.08.2007
Środa
W Frankfurcie lądujemy bez problemów. Kilka miesięcy później zdobędę od Japończyka i Włocha zdjęcia z naszego lądowania :) Odbieramy bagaże. Wyjechało już wszystko co możliwe, ale wciąż nie ma pary moich sakw. W końcu po wszystkich możliwych rzeczach, dużo później od rowerów pojawiają się w miejscu na bagaż o nienormalnych wymiarach. Bierzemy wszystko tak jak jest, w torbach i puszczamy się biegiem na do schodów ruchomych na peron kolejowy, gdzie stoi już nasz pociąg z pierwotnego rozkładu. Puszczamy po kolei wszystkie sakwy schodami ruchomymi, a Gosia odbiera je na dole. Zajmujemy całe wejście do pociągu z tym naszym majdanem. Dojeżdżamy do centrum Frankfurtu i od razu musimy biec na kolejny pociąg, nie ma czasu ani by kupić bilet, ani by to rozpakować.
Okazuje się jednak, że jest to jakiś bawarski ekspres, który nie podpada pod ogólne koleje niemieckie, przez co nie możemy kupić biletu. Konduktor nie za bardzo chce wytłumaczyć, dlaczego nie może nam sprzedać biletu, nie chce w żaden sposób pomóc i jeszcze narzeka, że nasze rowery zajmują całe wejście do pociągu (podczas gdy miejsca na rowery są zajęte przez osoby bez rowerów i w ogóle bez bagażu, co konduktorowi nie przeszkadza). Summa sumarum: nie posiadając biletów, uciekamy z pociągu na następnej stacji. Zabieramy się za składanie rowerów do kupy, co zabiera nam trochę czasu. Pawłowi w dodatku zeszło powietrze z dętki. Gdy on zmienia dętkę, ja biegnę kupić bilety. Jest to strasznie problematyczne, ponieważ muszę kupić kilka biletów lokalnych w automacie na monety i drobne banknoty i kilka regionalnych w drugim automacie na kartę. Monet ani drobnych banknotów nie mam, więc muszę rozmienić w jakimś kiosku. Ogólnie zajmuje to dużo czasu, a w dodatku pomyliłem sobie czas odjazdu o 5 minut. Gdy więc biegnę na pociąg, jest już kilka minut po czasie. Na szczęście Gosia z Pawłem załadowali wszystko i uprosili konduktora, żeby stał (co w Niemczech niekoniecznie bywa łatwe). Dalej podróż przebiega bez zakłóceń.
Na dworcu w Hof (?) staramy się przespać noc, ale ja właściwie nie zasypiam. Gdzieś w środku nocy przychodzą tutaj policjanci (śpimy w szklanej poczekalni na peronie naprzeciw posterunku) i pytają cośmy za jedni, ale gdy mówimy, którym pociągiem jedziemy, ich podejrzliwość opada i mówią nam "gute Nacht".
Poprzedni < > Następny