Dzień 33
11.08.2007
Sobota
Start: 9:55/11:45

W nocy było cholernie zimno. Rano jest szron na namiotach, a kropelki wody zamarznięte są na lód. Pakujemy namioty i podjeżdżamy do parku Chain Lakes. Zajmujemy ławeczki i jemy śniadanie.



Teraz już nie jedziemy przez prawdziwą prerię. Pustkowia i przestrzenie są podobne, ale jest bardziej zielono.







Przeważają pastwiska nad żółtą tonacją pól uprawnych. Pogoda jest ładna, jedzie się przyjemnie. Zjeżdżam do Bar-U-Ranch - jakiegoś ponoć słynnego i historycznego rancza. Sugerowałyby to krzykliwe drogowskazy, dużo samochodów na parkingu i krzykliwe drogowskazy. Robię jednak tylko kilka zdjęć starych powozów na zewnątrz. Żeby wejść na teren rancza, trzeba zapłacić jakąś nierozsądną kwotę.



Dojeżdżamy w końcu do pierwszej miejscowości - Longview. Tutaj już nie można nie poczuć, że zbliża się koniec wyprawy, że wracamy... W Longview odwiedzam wszystkie sklepy, ale nigdzie nie ma porządnego chleba. Czekam na Małgosię z Pawłem najpierw na drewnianej ławce z stołem, a potem w cieniu na betonie, bo słońce męczy. Umawiamy się na nastepny postój w Black Diamond. Tereny zrobiły się bardziej ucywilizowane. Zawsze w zasięgu wzroku jest kilka budynków, zaludnienie jest większe. W Black Diamond jesteśmy około 18. Jest tu kościół i możnaby jutro iść na mszę, ale dopiero na 12. Ja chciałbym być jak najbliżej Calgary (stąd do centrum jest jeszcze jakieś 70km), żeby narobić tam zdjęć. Decydujemy więc się dzisiaj rozstać.
Ruszam dalej. W Turner Valley robię zakupy (chleb i tak jest denny i drogi...) i pedałuję na północ drogą numer 22. Gdy zaczyna się ściemniać, zaczynam się rozglądać za noclegiem "na gospodarza". W miejscowościach jakoś wszystkie domy są dalego od drogi, albo mają zamkniętą bramę. To samo w przypadku farm. Gdy już się robi porządnie ciemno, zaczynam zajeżdżać nawet do tych bardziej oddalonych farm, ale nigdzie nikogo nie ma. Jadę więc aż do Priddis, gdzie jest więcej w miarę normalnych domów i tu już zupełnie po ciemku, o 22 znajduję nocleg u faceta imieniem Clayton. Rozbijam namiot obok Chevroleta Silverado. Po drugiej stronie domu stoi drugi podobny samochód, a tuż obok mnie również olbrzymia przyczepa kempingowa. Łazi tu kilka kotów. Pożeram zupkę i idę spać.

Dystans dnia: 105.23 km
Czas jazdy: 5:51:07
Średnia prędkość: 17.98 km/h
Prędkość maksymalna: 58 km/h

Poprzedni < > Następny


Prawa autorskie zdjęć i tekstu zastrzeżone: Marek Ślusarczyk © 2001-2099