Dzień 31
09.08.2007
Czwartek
Start: 11:45
Sakwy znajdujemy na stole, tak jak wczoraj obiecał nam właściciel pickupa. Po otwarciu sakwy odkrywam coś przedziwnego: woreczki, papierki i opakowanie zbiorcze Snickersów są pogryzione! Cokolwiek było w mojej sakwie, nie dostało się na szczęście do żadnego jedzenia i nie pogryzło ubrań ani samych sakw. Nie wiem jak się tam dostało, ponieważ pokrowiec był szczelnie zakręcony. Może przez otwór na hak, ale musiałoby toto być naprawdę małe.
Ociągamy się z wyruszeniem w drogę, ale Paweł na szczęście trochę ozdrowiał, więc przed południem uderzamy na wschód. Przejeżdżamy tylko kilkaset metrów, a tu piękne jezioro Crowsnest Lake pod malowniczymi górami, na tle gór. Trzeba porobić zdjęcia.
Kilka kilometrów dalej zjeżdżam do centrum informacji turystycznej (domek na zupełnym odludziu), żeby nabrać wody. Okazuje się, że jest darmowy internet i mogę po raz pierwszy na wyprawie zerknąć czy relacja na forum idzie jako tako :) Pierwsze kilkanaście kilometrów dzisiaj to piękne widoki. Potem powoli kończą się góry, zaczyna się preria, a pogoda się psuje. Nie pada, ale jest szaroburo. Doganiam Parysów - Paweł znalazł przy drodze komórkę. Nawet nie jest zdeaktywowana i działa. Na postoju zastanawiamy się, co z nią zrobić. Nie przedstawia sobą dużej wartości, a właściciel jest z Edmonton (jakieś 400km na północ). Nie wymyślamy nic mądrego, a ostatecznie telefon poleci do Polski.
W miejscowości Frank droga biegnie przez olbrzymie rumowisko potężnych głazów. W roku 1903 z góry Turtle Mountain zerwała się cała ściana - 74 miliony ton skały, przywalając w nocy część miasteczka Frank, kolej Canadian Pacific i rzekę Crowsnest River. Z 100 mieszkańców żyjących na trasie spadającej lawiny skalnej, 70 zginęło. Na zatamowanej rzece utworzyło się nieduże jezioro, które jest tam do dziś. Do dziś również leżą sobie 3 kilometry kwadratowe skalnego rumowiska. Z zdarzeniem tym wiąże się historia o koniu umieniem Charlie, który w wyniku lawiny został uwięziony w kopalni. Zanim ratownicy dotarli do kopalni, przeżył miesiąc samotnie w zamkniętej kopalni. Po przybyciu pomocy, w wyniku przesadnej dobroci ratowników zdechł z przejedzenia, nie dostrzegłszy nawet światła dziennego...
Zatrzymujemy się trochę dalej przy skansenie na terenie dawnych kopalń węgla kamiennego (Leitch Colleries). Jakieś 100 lat temu był tu potężny zakład, z rzędem 101 pieców. Teraz są tylko ruiny. Paweł trochę osłabł, nie wyzdrowiał do końca, więc balujemy na ławeczkach przez dłuższy czas.
Przejeżdżamy jeszcze kawałek, do skrzyżowania, gdzie mamy skręcić na północ w kierunku Calgary. Nie mamy jednak za dużo jedzenia. Jedziemy więc prosto, do miejscowości Lundbreck i kupujemy co się da w sklepie przy stacji benzynowej (choć wyboru zbyt dużego nie ma).
Zrobiło się późno, więc nie uderzamy w pustkowie prerii, lecz wracamy kawałek i zjeżdżamy do campingu Lundbreck Falls. Po raz pierwszy spotykamy pole namiotowe z tańszymi miejscami dla osób bez samochodów!
Dystans dnia: 51.30 km
Czas jazdy: 3:34:39
Średnia prędkość: 14.34 km/h
Prędkość maksymalna: 51 km/h
Poprzedni < > Następny