Dzień 19
28.07.2007
Sobota
Start: 9:20
Zjadamy śniadanie i ruszamy w drogę. Po drodze niestety schodzi powietrze z koła, więc podjeżdżam do centrum i kupuję dwie na zapas. Jak się okazuje, te dętki, które posiadam przecierają się, ponieważ w sklepie "Adventure" w Tarnowskich Górach założyli mi zbyt duże dętki do slicków 1,5". W miarę szybko wymieniam dętkę - gdy doganiają mnie Parysowie, już jestem prawie gotów do jazdy. Dalej jedziemy razem. Ruch w Kamloops jest paskudny. Na szczęście po przejechaniu na drugą stronę rzeki Thompson River jedziemy zupełnie boczną drogą. Po prawej stronie mamy rzekę, a po lewej świetne kolumny skalne (hoodoos). Krajobraz ogólnie jest malowniczo-westernowy. Takiego wyglądu spodziewać się można po Dzikim Zachodzie.
Co chwilę na drodze są poprzeczne rury nad kanałem - "cattle guards" zapobiegające wydostaniu się bydła z terenu farmy. Przez jakieś 30km jedziemy przez wioski z rzadko rozrzuconymi domami. Tu kończy się asfalt, a zaczyna paskudny szuter z poprzecznymi garbami. Jedzie się tragicznie. W dodatku jest upalnie.
Na szczęście po około 20km wracamy do głównej drogi przez wąski most na szerokiej rzece. Gdy przejeżdżamy, z mostu jakiś koleś skacze do rzeki. Ponad 10m w dół. Twardziel ;)
Przy stacji benzynowej zaraz za mostem urządzamy długi postój. Trzeba odreagować ten żwirowy koszmar :] Z autobusu typu camper zagaduje mnie jakaś pani i zachęca nas, żebyśmy jechali do Kelowny. Twierdzi, że to kanadyjski odpowiednik Hawajów. Niestety to 150km stąd i nie po drodze.
Dalej jedziemy autostradą Trans Canada Highway - "jedynką". Ruch jest dość duży. Zatrzymujemy się w Chase (którą to nazwę Paweł wymawia jako "szase", co mnie niezmiernie rozbawia). Dość długo jeździmy po miasteczku, starając się znaleźć kościół rzymskokatolicki. W miasteczkach kanadyjskich zazwyczaj są kościoły wszelkich możliwych religii chrześcijańskich - od Świadków Jehowy, po zielonoświątkowców. Sprawia to niejakie problemy w znalezieniu poszukiwanej świątyni. Problemy mamy również z odnalezieniem campingu, ale w końcu odnajdujemy "Lions RV Park". Nie ma tu komarów, jest za to trawa. Facet rządzący campingiem odgraża się, że policzy nam za dwa miejsca. Jesteśmy gotowi walczyć, ale jak zobaczył, że nasze namioty zajmują tyle co nic, zmiękł bez dyskusji.
W ciągu dnia przetestowałem nabyty w Kamloops napój w proszku - kwaśna jak diabli tragedia :-)
Dystans dnia: 82.45 km
Czas jazdy: 5:26:15
Średnia prędkość: 15.16 km/h
Prędkość maksymalna: 57 km/h
Poprzedni < > Następny