Dzień 12
21.07.2007
Sobota
Start: 10:05
Jako że do Valemount zostało zaledwie 40km (mamy tam zapewniony nocleg pod dachem), musimy jakoś sobie zająć czas. Decydujemy się na wycieczkę szlakiem do Kinney Lake, nad którym góruje Mount Robson. Podjeżdżamy rowerami tak daleko, jak tylko się da. Tam, gdzie staje się to problematyczne, opieramy je o krzaki i ruszamy w dalszą drogę pieszo. I tak zajechaliśmy po tych kamolach wybitnie daleko. Przejście do jeziora zajmuje nam około 45 minut. Idzie się przez piękny las z potężnymi cedrami.
Właściwie nie jest to las, lecz puszcza pełną gębą. Wszystko poza szlakiem jest mroczne i nietknięte. Po drodze trzeba trochę kombinować, bo poziom jeziora i rzeki wzdłuż szlaku jest bardzo wysoki i w niektórych miejscach dróżka jest zalana. Kinney Lake byłoby piękne w ładnej pogodzie, a w dzisiejszych szarościach nie robi wielkiego wrażenia.
Rowery zastajemy nienaruszone przez niedźwiedzie i innych łajdaków. Wracamy do głównej drogi i ruszamy w pochmurną podróż.
Mount Robson jak zwykle w chmurach
Robimy postój przy wodospadach Rearguard Falls. Gosia źle się czuje i zasypia na karimacie, my z Pawłem idziemy krótkim szlakiem do wodospadów. Nic specjalnego, raczej nieduże. Jest tu pełno ludzi z pontonami, rozpoczynających spływy raftingowe. Wodospady Rearguard Falls są przeszkodą nie do pokonania dla większości łososi przypływających tu z Oceanu Spokojnego na tarło. Ponoć jest to dobre miejsce do obserwowania łososia królewskiego - największego gatunku łososia (po ichniemu chinook, po naszemu czawycza).
Skręcamy na południu, podążając za Yellowhead Highway, ale zaraz odbijamy w jakąś zupełnie boczną, równoległą drogę, biegnącą wzdłuż typowych kanadyjskich gospodarstw. Obok biegną tory kolejowe i przejeżdża co najmniej jeden długaśny pociąg (96 wagonów, 2 lokomotywy).
Mniej więcej gdy wracamy na główną drogę, zaczyna padać deszcz, i to taki porządny. Przez kilka kilometrów jedziemy w deszczu, ale dojeżdżamy do Valemount. Udajemy się do sklepu na zakupy, po czym ruszamy na poszukiwanie domku państwa Kozakiewiczów, w którym mamy nocować. Znajdujemy miejsce, sąsiad daje nam klucz i oprowadza po domku.
Jako że mamy błogosławieństwo na myszkowanie w kuchni, dobieramy się do zup w puszkach, ryżu i ryby. Miła odmiana od chińskich zupek :-)
Dystans dnia: 49.73 km
Czas jazdy: 3:25:32
Średnia prędkość: 14.51 km/h
Prędkość maksymalna: 40 km/h
Poprzedni < > Następny