Dzień 3
12.07.2007
Czwartek
Start: 8:50
Pożeramy tradycyjną wyprawową kaszkę i żegnamy się z gospodarzami. Jak się okazuje, są Świadkami Jehowy. Kanadyjscy Świadkowie Jehowy chyba nie są aż tak nachalni jak polscy :) Ruszamy w drogę do Black Diamond przez rozległe rolnicze, pagórkowate pustkowia poprzecinane prościutkimi drogami.
W Black Diamond przerwa na stacji benzynowej i obieramy kierunek na Longview - ostatnie siedlisko cywilizacji w najbliższych dniach. Wiatr wieje w twarz, upał jest niemożliwy, więc jedzie się raczej paskudnie. Tu kolejny, dłuższy postój przy stacji benzynowej. Kierujemy się na góry. Początkowo po płaskim wzdłuż rozległych, ogrodzonych pastwisk.
Na słupkach ogrodzeniowych przy pastwiskach znajdują się budki dla ptaków, licznie zamieszkane. Pojawiają się drzewa, których wcześniej było w krajobrazie niedużo. Pod drogą od czasu do czasu są przejścia dla bydła. Co jakiś czas mijamy samotne rancha, każde z nich ma jakąś nazwę na dużej bramie wjazdowej. Mimo, iż pojawia się trochę lasów, na drodze nie ma ani grama cienia. Drzewa znajdują się najbliżej 10m od szosy, zapewne by zapobiec wypadkom.
Robimy postój przy wielkim szyldzie Kananaskis Country. Otaczają nas coraz wyższe góry, wzdłuż drogi płynie Highwood River.
Zaparkowane rowery
Na nocleg nielegalnie wybieramy sobie miejsce przy parkingu z ławkami służącym tylko do krótkich postojów. Nie zanosi się na żadne rozsądniejsze miejsce. To jest idealne, tylko nielegalne :)
Rozbijamy namioty, jemy kolację, myjemy się w rzece. Przy pomocy wielkiego drąga wieszamy nasze pożywienie w worku na drzewie, żeby nie dobrały się doń niedźwiedzie. Ogólnie trochę boimy się, że mogą się tu zjawić jakieś misie, ale mamy w nocy spokój.
Dystans dnia: 86.97 km
Czas jazdy: 6:26:21
Średnia prędkość: 13.50 km/h
Prędkość maksymalna: 49 km/h
Poprzedni < > Następny