Dzień 16
16.08.2005
Wtorek
Start: 10:15
Od rana zasuwamy dosyć szybko główną drogą. Już po wyjeździe spotykamy jeszcze gospodarzy jadących samochodem. Nie jedzie się miło, ale coś za coś. Później sobie wynagrodzimy. Na postoju przy stacji benzynowej upuściłem niezniszczalnego Siemensa M35 i trochę postraszył, że przestanie działać. Jednak po chwili działał dobrze. O 13:30 mamy na licznikach 55km i robimy postój w Narbonne. Najpierw przy markecie, potem przenosimy się na zabytkowy plac przy Hotelu de Ville. Tutaj bawimy dosyć długo - Zosia szuka szprych, Maciek jakichś perfumów. W czasie gdy ktoś coś załatwia, pozostali zwiedzają miasto, które ma dosyć ładną starówkę i przepiękną olbrzymią katedrę św. Justa.
Przechadzając się dostrzegam dwa polskie autobusy - Solarisy służące w Narbonne jako normalne miejskie autobusy.
Po załatwieniu wszystkiego przez wszystkich udałem się na tutejszy dworzec kolejowy i sprawdziłem wszystkie możliwe pociągi, które będą nam potrzebne za kilka dni. Trochę się nie dogadaliśmy, bo niepotrzebnie czekam na pozostałą dwójkę pod dworcem, a w tym czasie oni czekają na mnie.
Za namową Maćka decydujemy się na wyjazd z miasta, ale i ponowny powrót wieczorem, na darmowy koncert organowo-skrzypkowy w katedrze. Wyjeżdżamy więc i znajdujemy półdzikie miejsce na namiot w Cuxac (dosyć denne, po 10 próbach "na gospodarza"). Zostawiamy w namiocie sakwy bez cennych rzeczy i ruszamy z powrotem do miasta.
Koncert w katedrze bardzo fajny. Z programu koncertu wyczytujemy, że skrzypaczka jest pochodzenia polskiego. Maciek sprytnie wykorzystuje sytuację i zagaduje "dobry wieczór" po koncercie, zaskakując panią muzyk :) W efekcie zostajemy zaproszeni na malutką imprezę w dawnym klasztorze ze skrzypaczką, organistą i ich znajomymi. Miły dodatek do wyprawy. Popijamy sobie win, podjadamy tego i tamtego, a około północy wracamy do Cuxac po ciemku.
Dystans: 90.68km
Czas jazdy: 4:36:57
Prędkość średnia: 19.64km/h
Prędkość max: 59 km/h
Poprzedni < > Następny