Dzień 14
14.08.2005
Niedziela
Start: 8:10

Rano ślimaki robią nam niespodziankę - są wszędzie. Podejrzenia, że chcą opanować świat mogłyby być słuszne w tym momencie. W ferworze nocnego przewracania z boku na bok część ślimaczej populacji zginęła rozgnieciona. Jeszcze jeden dywersant to pająk - w nocy zrobił pajęczynę w moim kasku.
Zasuwamy do Barcelony tak szybko jak tylko potrafimy i wychodzi nam to całkiem nieźle, tym bardziej, że prawie cały czas jest z górki. Zwiedzanie zaczynamy od okolic Sagrada Familia. Ja i Paweł nie wchodzimy do środka, bo nie spodziewamy się nic, co by było warte ceny biletu. Chyba słusznie, bo Zosia nie była zachwycona. Maciek oczywiście był zachwycony, ale to inna bajka :)
Później przenosimy się do centrum, stacjonujemy w okolicy łuku triumfalnego i wahadłowo przechadzamy się po mieście.



Barcelona to niezaprzeczalnie bardzo ładne i wciągające miasto. Ma w sobie coś z Paryża. W centrum wszystko do siebie pasuje. Nie ma żadnych szokująco nowoczesnych budowli. Nie ma obleśnych szarych bloków. Wszędzie jest ładnie. Jak i w Paryżu - wszędzie rosną platany. Od drzewa do drzewa latają sobie papugi. Tego w Paryżu nie było. Na głównym deptaku Rambla spacerują straszne tłumy.



Co kilkanaście metrów stoją postacie, z którymi można się za pieniądze fotografować - a to Marilyn Monroe, a to Robin Hood tudzież żołnierze z brązu. Nie ma co opisywać - Barcelonę trzeba odwiedzić i szwędać się do upadłego, by wszystko zobaczyć.



W miejscu stacjonowania spotkaliśmy kilka ciekawych osobistości - Zosia długo rozmawiała z starszym Kubańczykiem od lat mieszkającym w Barcelonie, Paweł zgodził się na sesję zdjęciową z kobietą, która akurat pisała jakiś artykuł o rowerach, a ja rozmawiałem z Francuzem z Monpellier, który kiedyś też podróżował rowerem z sakwami.
Wieczorem przemieszczamy się na dworzec Barcelona Sants, by przejechać pociągiem na granicę francuską. Dworzec przypomina raczej terminal nowoczesnego lotniska. Nie to co w Polsce :) Pociąg za około 8E przewozi nas do Francji, do Cerbere. Jest już ciemno, więc z braku lepszego pomysłu postanawiamy spać na dworcu. Podczas spisywania danych upuszczam licznik i wszystko znika z ekraniku. Na szczęście po wyciągnięciu i ponownym włożeniu baterii ożywa, choć część danych dnia dzisiejszego jest stracona. O godzinie 23:44 opuszcza nas Paweł - ma zamiar dojechać na rowerze do Perpignan i stamtąd udać się pociągami do Polski. Później się dowiemy, że do Perpigan dojechał około 3 w nocy i z różnymi przygodami dojechał do kraju.

Dystans: 56.23km
Czas jazdy: 2:45:24
Prędkość średnia: 20.4km/h
Prędkość max: 46 km/h

Poprzedni < > Następny


Prawa autorskie zdjęć i tekstu zastrzeżone: Marek Ślusarczyk © 2001-2099