Dzień 8
08.08.2005
Poniedziałek
Start: 10:15

Z samego rana podjeżdżamy na wysokość zbliżoną do 1100mnpm. W nagrodę otrzymujemy zjazd skalistym wąwozem z rzeką. Droga cały czas jest przyklejona do skały, a w niektórych miejscach przebija się przez skałę wykutymi tunelami.



Momentami nie jest to tunel, lecz potężna skała wisząca nad drogą. A od rzeki szumiącej kilkanaście metrów niżej oddziela tylko niski kamienny murek. Zjazd jest świetny i dosyć szybki, choć trzeba się mieć na baczności, bo droga jest wąska. Główna część zjazdu kończy się w uroczym miasteczku Pont-En-Royans. Takie małe, niby zwyczajne miasteczko, ale posiadające wiele uroku zapewne dlatego, że ciekawie jest rozłożone w ciasnej dolinie rzecznej wspinając się na wzgórze. No i otoczenie górami też robi swoje. Ciekawego kolorytu dodają wciśnięte w skałę małe kramiki z pamiątkami i rozwieszone nad drogą kolorowe chorągiewki.



Dalej jedziemy już łagodniej w dół, wzdłuż czegoś na kształt akweduktu (o ile się nie mylę, z czasów rzymskich). W kolejnym niedużym miasteczku, gdzie robimy postój, akwedukt przeskakuje nad jeziorem jako potężna budowla na filarach. Siedzimy chwilę nad jeziorem będącym jakimś rezerwatem. Pełno tu samochodów parkujących, by udać się na przejażdżkę statkiem po jeziorze lub wejść do jaskini, która znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej. Oczywiście wstęp płatny...
Później mamy jeszcze trochę z góry i praktycznie do końca dnia płasko. Na jednym z postojów napotykamy Węgra, który od 2 miesięcy podróżuje na 31-letnim motorowerze (sic!) obwarowanym przemyślnymi konstrukcjami umożliwiającymi przewóz bagażu. Jechał przez Niemcy, Holandię, Belgię, Francję, a teraz ma zamiar dojechać do Marsylii, przejechać przez Włochy, promem do Grecji i przez Bułgarię i Serbię wrócić do siebie. To jest wyprawa! Jego starożytny sprzęt musi co 20km odpoczywać, a pod każdą większą pochyłość kierowca musi go pchać.
Dzisiaj wjechaliśmy już w strefę, gdzie cały dzień grają cykady.
Pod kościołem w Chabeuil spotykamy się z resztą dzikusów, czyli drugą grupą w osobach Zosi i Maćka.



Dalej jedziemy razem około 30km (momentami wiatr złośliwie atakuje w twarz) i za Livron zaczynamy szukać noclegu. W międzyczasie łapię na rowerowym radioodbiorniku Radio Maryja :) Po 4 próbach rezygnujemy i zjeżdżamy nad rzekę, gdzie rozbijamy się w całkiem fajnym miejscu w wysokiej suchej trawie o kolorze biało-żółtym. Rzeka to szumnie powiedziane... Korytem o szerokości około 15m płynie strumyk o szerokości 1-2m. Rozbijając namioty ktoś znajduje modliszkę, której oczywiście robimy zdjęcia. Jest o tyle ciekawa, że ma kolor zbliżony do trawy - zółto-beżowy, a nie zielony jak zazwyczaj.
Nie mamy wody. Jak się okazuje, rzut kamieniem od naszego miejsca biwakowego jest camping. Paweł próbuje tam zdobyć tą wodę, ale go przeganiają :) W końcu skądś ją przyniesiono, robimy kolację i idziemy spać.

Dystans: 121.23km
Czas jazdy: 5:58:44
Prędkość średnia: 20.27km/h
Prędkość max: 48 km/h

Poprzedni < > Następny


Prawa autorskie zdjęć i tekstu zastrzeżone: Marek Ślusarczyk © 2001-2099