Dzień -1
30.07.2005
Sobota

W tym roku jazda pociągiem zaczyna się po południu. Na rowerze dojeżdżam do Tarnowskich Gór, gdzie niespodziewanie spotykam Pawła (przyjechał wymienić pieniądze, co i tak mu się nie udało). W pociągu do Lublińca jedzie już Maciek. W Lublińcu mamy trochę czasu przed wiozącym naszą ekipę z Warszawy pociągiem do Zgorzelca - poznajemy wszelkie perypetie Maćka (dopiero co wrócił z wakacji i pół roweru wraz z sakwami kupił w dzień wyprawy). Pociąg z Lublińca to typowy pośpieszny - zero miejsca dla rowerzystów. Przez większość drogi koczujemy w upale pod kiblami. Ci, którzy jadą od Warszawy (Zosia, Jakub, Marek) mają jakieś ciut lepsze miejsce na końcu pociągu. Podczas podróży poznajemy wspaniałą trójkę Hipisa z Raciborza. Okazuje się, że jadą do Freiburga i bardzo chcą z nami jechać. Zbyt trzeźwi nie są, właściwie tylko z najstarszym Hipisem można się dogadać. Obficie rozrzucając kanapkę z łososiem opowiada nam, że pracuje w Miluzie układając bruki i całkiem nieźle na tym zarabia. Ogólnie dosyć tak rozrabiają w pociągu i na którejś z ostatnich stacji wsiadają SOKiści i straż graniczna i próbują ich wysadzić (kroplą, która przepełniła czarę był chyba goły zadek pokazany kierowniczce pociągu). Ale czego to nie zrobi 20E.
W Zgorzelcu obficie pada. Kupiwszy na stacji benzynowej zapas wody (stanowczo za mały, jak się później okaże), przejeżdżamy do niemieckiej części miasta. Na granicy trochę gadamy z polską ekipą szachistów wracających z turnieju w Szwajcarii. Marek ma pecha - na przejściu łamie sobie stopkę w rowerze. Pod dworcem w Goerlitz spotykamy znów ekipę Hipisa - prowadzą nas tajnym przejściem na dworzec, który jest zamknięty w nocy. Zniechęca nas do zakupu biletu weekendowego w automacie, bo "tak kur*a wpie**ala kasę". Rozkładamy się na karimatach w przejściu podziemnym i sobie śpimy. Hipis i jego koledzy w tym czasie bawią się komórkami i obalają kolejne flaszki Żubrówki, głośno przy tym wrzeszcząc i ciągle budząc śpiących tu wielu Polaków. W tym czasie Maciek nie śpi, tylko cały czas kombinuje z rowerem (np. piłuje scyzorykiem pręty od błotników, które okazały się być za długie).

Następny


Prawa autorskie zdjęć i tekstu zastrzeżone: Marek Ślusarczyk © 2001-2099